Może zamiast przejść do moich najróżniejszych wydarzeń z życia powinnam się najpierw nieco przedstawić?
Zacznę od czasów, kiedy jeszcze nie musiałam włóczyć się samotnie po świecie.
Urodziłam się w całkiem licznym stadzie, zwanym Stadem Mgły. Taką nazwę
nosiliśmy dzięki kolorze naszej sierści i pogodzie, która panowała na
Dalekich Ziemiach. Każdy z nas miał szare futro. Jeden jasne drugi
ciemniejsze.
W każdym razie, miałam pięcioro rodzeństwa. Choć nie
da się tego za bardzo określić rodzeństwem. Ja nie cierpiałam ich a oni
mnie. Pewnie to dlatego, że jako jedyna byłam samicą. Straszne, prawda?
Cały czas musiałam przebywać z tymi pacanami. W końcu zaczęło mi się to
nudzić. Dokuczałam stadu poprzez różne kawały, które oni brali na
poważnie. Wszyscy mnie nie znosili oprócz mojej matki, która jako jedyna
jeszcze mnie jakoś znosiła.
Pewnego dnia zachciało mi się pobawić w polowanie i zapolować na wielkiego bawoła wodnego.
Wymknęłam się niepostrzeżenie z grona lwiątek i pomknęłam w
poszukiwaniu najbliższego stada. Nawet nie zauważyłam, że ktoś przez
cały czas za mną szedł.
Gdy dotarłam do celu zaczaiłam się w trawie
i zaczęłam się skradać. Podeszłam naprawdę blisko do największego
osobnika i już prawie go miałam, gdy w połowie skoku ktoś z impetem we
mnie uderzył, tak, że rąbnęłam o ziemię pyszczkiem.
- Hej, co robisz?!!! - wrzasnęłam zła i ze łzami w oczach.
I to był mój największy błąd! Całe stado zwróciło się w stronę mnie i stojącego obok kremowego lewka.
Wszystkie bawoły rzuciły się w naszą stronę, robiąc niewyobrażalny hałas.
Sierść zjeżyła nam się na karkach i popędziliśmy przed siebie.
Później, kiedy wszystko już się skończyło, dostałam od króla takie
manto, że na długo popamiętałam, ale to jeszcze było nic. Dobra, o tym
za chwilę, a jak na razie skupię się na tym tajemniczym lewku. Okazało
się, że miał na imię Tufauti (zn.inny) i nie był aż takim pacanem jak
pozostałe lewki.
Nawet go polubiłam. Z każdym dniem zbliżaliśmy się do
siebie coraz bardziej. On rozumiał mnie, a ja jego. Byliśmy
przyjaciółmi. Aż w końcu mnie pocałował! Było tak cudownie! Czułam się
najszczęśliwszą lwiczką pod słońcem. Wszystko było super aż do
pewnego dnia...
Pokłóciliśmy się o błahostkę, a ja ze łzami w oczach pobiegłam nad pobliską rzekę.
- Hej, co tu robisz sama? - usłyszałam za sobą złośliwy, chichoczący głos.
Odwróciłam się dynamicznie i stanęłam oko w oko z wielką hieną. Za nią stały jeszcze cztery.
Znieruchomiałam z przerażenia.
- Patrzcie, jak się trzęsie! - naśmiewały się ze mnie. - Ma któraś ochotę na galaretkę?! Hahahahahaha!
- Ignis! Ignis! Gdzie jesteś?! Nie chowaj się! - usłyszałam odległe o kilkaset metrów wołanie mamy.
- Szybko, Kufa! Bierzemy małą i spadamy! - zaproponowała któraś z hien.
- Nie... To może być ciekawe... - wyszeptała powoli Kufa i nadepnęła mi z całej siły na ogon.
Pisnęłam przeraźliwie i zobaczyłam nadbiegającą mamę. Najwidoczniej musiała mnie usłyszeć.
Uradowana spojrzałam hardo na przeciwników. Ale jedno zaczęło mnie
niepokoić. Przecież one wiedziały, że moja mama mnie znajdzie, a jakoś
nie miały zamiaru zwiać ze mną w pysku. Dopiero po chwili uświadomiłam
sobie co mają zamiar zrobić.
,,Zabiją ją!!!'' - wrzasnęłam z przerażeniem w myślach i bezradnie obserwowałam jak mama nadbiega na spotkanie pewnej śmierci.
Miałam rację. Dopiero po wszystkim, kiedy hieny chciały i mnie zabić,
zjawiła się reszta stada i przegnała je z naszych terenów. Widok martwej
lwicy wywarł na mnie tak silne wrażenie, że znienawidziłam wszystkie
hieny na całe życie.
Tata, który tak bardzo kochał mamę, gdy zobaczył ją martwą, całą winę zwalił na mnie, a nie na hieny.
- Nie chcę cię więcej znać! Wynoś się! - wrzasnął.
- Sama odchodzę od stada! Mam tego dosyć! Czy ty choć raz mógłbyś
zachować się jak mój ojciec?! - wybuchnęłam. - Mam was wszystkich
gdzieś!
Rzuciłam się ze łzami w oczach w nieznaną sobie stronę. Byle by jak najdalej od tego debilnego stada.
Nauczyłam się wtedy jednego: że życie nie zawsze jest kolorowe i można polegać tylko na samym sobie.
Mimo wszystko, najbardziej zabolało mnie to, że Tufi nawet się za mną nie wstawił.
Od tamtej pory zwiedziłam spory kawał Afryki aż w końcu zawędrowałam na Lwią Ziemię.
Dalszy ciąg historii już chyba znacie :-/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz