niedziela, 7 sierpnia 2016

Roz.3 Odrobina adrenaliny nie zaszkodzi!

Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się niemrawo. Zupełnie zapomniałam, że od wczoraj mam nową rodzinę. Pierwsze moje skojarzenie było dosyć bliskie do jednego z moich marzeń, że leżę w łapach mojej ukochanej biologicznej mamy. Szybko się jednak ocknęłam, gdy zobaczyłam wylegującą się obok mnie Nalę. Musiałam się obudzić dosyć wcześnie, bo na zewnątrz było jeszcze ciemno.
Umiejętnie wymknęłam się z łap Sarafiny i cichcem przemknęłam przez śpiące jeszcze stado. Wybiegłam z jaskini i usiadłam na końcu skały.
Wpatrywałam się w wyłaniające z linii horyzontu słońce. Przypominały mi się dni wędrówki po Dalekich Ziemiach. Tam też każdego ranka patrzyłam na budzące się ze snu krwawe Słońce. Codziennie unosił się zapach świeżych traw i otaczała mnie przepiękna, gęsta mgła. Nie wiem dlaczego, ale zdawała mi się najcudowniejszym ze wszystkich wymienionych zjawisk. Była taka tajemnicza, zagadkowa. Zupełnie jak ja.
Usłyszałam dochodzący z dołu przeszywający odgłos darcia pazurów o skałę i przywarłam do ziemi. Zobaczyłam czerwonego lwa o czarnej grzywie, wyłaniającego się zza skalnej półki. Obserwowałam jak szybkim krokiem udaje się na północny-wschód.
- Ciekawe kto to? - powiedziałam.
- Wujek Simby. - usłyszałam natychmiastową odpowiedź.
Odwróciłam się szybko i ujrzałam roześmianą Nalę.
- Ładnie się tak wymykać i podglądać innych?
Zrobiłam się czerwona z zażenowania.
- Wcale nikogo nie podglądam. - prychnęłam chyba trochę zbyt ostro. - Nie ciekawi cię dlaczego wybiera się w kierunku terytorium Złej Ziemi?
- To jego sprawa. - odparła oschle. Widocznie musiałam ją nieco urazić.
- A ja tak czy siak wolałabym to sprawdzić. - naciskałam.
- Nie powinnaś sama się oddalać...
- Więc na co czekasz? A może się cykasz? - prychnęłam zaczepnie.
Speszyła się i dumnie uniosła głowę.
- Oczywiście, że nie! - odsyknęła i zbiegła pierwsza z Lwiej Skały.
Zadowolona, że udało mi się ją podpuścić pognałam za nią. Bujnie rosnąca trawa o kolorze wschodzącego słońca otaczała nas dokoła, tworząc dobrą kryjówkę przed podejrzanym. Niestety pogarszała również widoczność przez co w końcu zgubiłyśmy ślad.
- Wszystko twoja wina! - przekomarzałyśmy się po drodze, nie przestając iść w przypadkowym kierunku.
- Dostaniemy lanie i na tym się skończy! - prychała co chwilę Nala.
- Zamkniesz się wreszcie? Może jednak uda nam się w końcu odnaleźć zgubiony trop. - przystanęłam nagle, bo usłyszałam odgłos idącego niedaleko nas lwa. - Cicho! - syknęłam i przywarłam do ziemi.
- Niby dlaczego mam być...
- Zamknij się! - syknęłam ponownie, bo odgłos kroków stawał się coraz głośniejszy.
W końcu i ona przywarła obok mnie do ziemi. Z niecierpliwością i lekkim przerażeniem czekałyśmy na dalszy ciąg akcji.
Po chwili zobaczyłam jak dosłownie parę metrów obok nas przechodzi wysoka, koścista sylwetka. Zauważyłam, że Nala struchlała z przerażenia, kiedy lew zatrzymał się i zaczął węszyć. Ja nie czułam strachu. Raczej podekscytowanie.
Czerwony zwrócił nagle w naszą stronę głowę i zjeżył sierść na karku.
- Kto tu jest?! - krzyknął i ustawił się w pozycji bojowej.
Chciałam wstać, kiedy nagle poczułam jak Nala łapie mnie za łapę i przyciąga do ziemi.
- Co ty robisz? - szepnęła przerażona. - Zgłupiałaś do końca? Jeśli dowie się, że go śledziłyśmy to mamy przechlapane!
- W takim razie... - podskoczyłam i rzuciłam się do ucieczki dodając w biegu: - Wiej!
- Co?!
Nie widziałam czy za mną nadąża, bo nie oglądałam się za siebie. Mogłam jedynie słyszeć jej głośne sapanie i krzyki lwa goniącego za nami z wściekłością wymalowaną na pysku.
Kosmyki złotej i suchej od słońca trawy łaskotały mój nos, a drobne kamyki piekły w poduszeczki łap przy każdym kroku.
Dopiero po chwili zobaczyłam doganiającą mnie Nalę. Zaśmiałam się głośno. Kochałam to. Zawsze kochałam ten dreszczyk adrenaliny. Uczucie wiatru szarpiącego moją krótką sierść to najcudowniejsza rzecz na świecie!
- Widzisz w tym coś śmiesznego?! - zawołała moja siostra z oburzeniem.
- Myślałam, że lubisz przygody! - parsknęłam drwiąco.
- Bo lubię, ale bez narażania życia! - rzuciła na odczepnego.
- To co to za przygody? Chyba raczej zwykłe spacerki! - kpiłam dalej i coś czułam, że jeśli zostaniemy siostrami to nie obejdzie się bez kłótni.
Lew był coraz bliżej, zaledwie kilkanaście metrów za nami. Minęłyśmy po drodze wysoką akację i wtedy mnie olśniło. Zatrzymałam się gwałtownie i zawróciłam w kierunku drzewa.
- Co ty robisz?! - krzyknęła przestraszona Nala.
- Nie marudź tylko rób to co ja! - zakomenderowałam i zaczęłam wdrapywać się na drzewo. Miało wyjątkowo rozłożystą koronę, więc łatwo byłoby się tam ukryć. Wskoczyłam zgrabnie na jakąś gałąź, a z niej przeskoczyłam na wyżej położoną i ukrytą w gęstwinie liści. Zerknęłam na wdrapującą się za mną Nalę. Wskoczyła na gałązkę położoną metr pode mną i już miała zniknąć w gęstwinie liści, kiedy stało się nieszczęście... W trakcie skoku, gdy już chwyciła się przednimi łapami górnej gałęzi, jej pazury osunęły się ze śliskiej powierzchni pozbawionego kory kawałka gałązki i runęła w dół. Spadła na twardą ziemię i sapnęła ciężko. Upadek z takiej wysokości poturbowałby każdego, a już zwłaszcza lwiątko.
Zauważyłam nadbiegającego lwa. To koniec. Jeśli ją znajdzie jesteśmy skończone. Patrzyłam przez chwilę bezradnie jak przeciwnik nasłuchuje i węszy. Zaczął niebezpiecznie zbliżać się w kierunku pnia drzewa, czyli do miejsca upadku nieprzytomnej teraz Nali.
Rozejrzałam się błagalnym wzrokiem i zauważyłam sporej wielkości urwaną zwisającą gałąź. Podkradłam się cicho do niej i spróbowałam unieść ją w zębach. Była strasznie ciężka, a lew zbliżał się coraz bardziej do celu i na dodatek wyszczerzył kły. Podniosłam z trudem gałąź, zamachnęłam się i rzuciłam jak najdalej potrafiłam.
Agresor odwrócił natychmiast głowę, zastrzygł uszami i pognał w tamtym kierunku z okropnym rykiem wydzierającym się z jego gardła. Przeszył mnie zimny dreszcz.
Zeskoczyłam szybko na ziemię i podeszłam do Nali. Leżała nieprzytomna.
- Nala? Nala, obudź się! - rozpaczałam. Delikatnie przyłożyłam ucho do jej klatki piersiowej. Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam regularne, wolne bicie jej serca.
Zastanawiałam się przez chwilę co mam zrobić. Przeciwnik w każdej chwili mógł zdemaskować podstęp i tu powrócić. Delikatnie wzięłam lwiczkę na plecy i z trudem pobiegłam w stronę Lwiej Skały. Po drodze rozglądałam się za jakimś ratunkiem, bo dokładnie nie wiedziałam, w którym kierunku znajduje się dom.
- Głupia trawa! - prychnęłam i potknęłam się o wystający z ziemi kamień. Nala zleciała z moich pleców i przetoczyła się metr do przodu. Co najdziwniejsze nagle usłyszałam plusk i siostra znikła z pola mojego widzenia.
Zdziwiona pobiegłam natychmiast w tę stronę. Trawa nagle się skończyła ustępując miejsca suchej, jakby osmalonej ziemi. Krok przede mną znajdowało się ostre acz niewielkiej wysokości urwisko, z którego można było zlecieć prosto do zielonej, zatęchłej wody. Na dodatek były tam krokodyle! Cała masa!



Wypatrywałam przez chwilę Nali i ku mojemu przerażeniu nigdzie jej nie było. Niespodziewanie usłyszałam w oddali ochrypły kaszel. Z przerażeniem zauważyłam siostrę łapiącą się z rozpaczą pazurami za wystającą z wody gałąź.
- Ignis! - wrzasnęła, gdy zauważyła moją sylwetkę stojącą bezpiecznie na brzegu. - Ignis pomóż mi!
Z przerażeniem patrzyłam jak kilka krokodylów zauważa intruza na swoim terytorium.
- Plan, plan, plan. - mruczałam pod nosem rozglądając się wokół. W końcu wymyśliłam!
Wybiłam się jak najdalej tylnymi łapami i skoczyłam na rozwarty pysk krokodyla, który zamknął się z przeraźliwym kłapnięciem. Dosłownie skakałam po ich łbach aż dotarłam do roztrzęsionej Nali. Ponownie skoczyłam i... zawisłam na śliskim od zielnego osadu patyku nad siostrą.
- Dzięki za pomoc! - rzuciła kpiąco.
Krokodyle były coraz bliżej. Sytuacja była fatalna. Bestie rozwarły szczęki i...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
...i kilka pytanek XD
a)Czy Ignis i Nali uda się uratować?
b)Czy dostaną karę za wymknięcie się z domu i śledzenie stryja Simby?
c)Jeśli tak, to jaką?

sobota, 28 maja 2016

Roz.2 Wszystko się zmienia.

Zesztywniała wypatrywałam mojej przyszłej przybranej siostry.
Po paru minutach cała gromada lwiątek, ze złotym na czele, wbiegła po skałach na nasze ,,piętro''.
Mierzyłam każdego po kolei wzrokiem i gdy doszłam do kremowej lwiczki, stwierdziła, że to musi być ona, ponieważ wyglądała prawie identycznie jak Sarafina.
Zauważyłam też karmelowego lewka i na chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale był to tylko ułamek sekundy, bo natychmiast odwróciliśmy wzrok.
- Wołałam TYLKO Nalę. - podkreśliła rozbawiona Safi.
- Idźcie, później do was dołączę. - rzuciła w stronę kumpli i wszyscy pognali w stronę niedalekiego lasu galeriowego.
- To... coś zrobiłam nie tak? - spytała niepewnie matki.
- Nie, skąd. Po prostu chciałabym chwilę z tobą pogadać. - wypowiedziała to zdanie ostrożnie i powoli, kojącym głosem. - Pamiętasz, jak zawsze bardzo chciałaś mieć siostrę?
- Mamo, naprawdę?!!! - przerwała jej. - Będziesz miała lwiątko?!!! Tak się cieszę! Jak je nazwiesz???
Wpatrywała się w mamę z wyczekiwaniem.
- No... Nie do końca zgadłaś. - odrzekła, starając się uspokoić nieco entuzjazm córki.
Mała zrobiła zdumioną minę, bo nie domyślała się jeszcze o co rodzicielce chodzi.
- Będziesz miała siostrę w swoim wieku.
- Jak to? - jej ton głosu natychmiast się zmienił.
- Ma na imię Ignis i stoi prosto przed tobą. Postanowiłam ją adoptować, ponieważ nie ma rodziców ani stada.
Nala stała przez chwilę osłupiała, wgapiając się we mnie.
Miałam taką nadzieję, że wszystko pójdzie gładko, a w tamtej chwili chciałam zapaść się pod ziemię. 
- Cz-cześć. - wydukałam.
Lwiczka wyglądała, jakby coś sobie w głowie tłumaczyła. 
Bardzo się stresowałam i snułam już ciche przypuszczenia, że mnie wprost nienawidzi.
Ale niespodziewanie cała się rozpromieniła i posłała mi ciepły uśmiech.
- Chodź, Ignis. Zapoznam cię z moją paczką. - powiedziała i pociągnęła mnie za sobą.
- Przekaż reszcie, że niedługo obiad! - dobiegł nas jeszcze głos kremowej.
Zaskoczona biegiem akcji gnałam za nową koleżanką nie wiedząc nawet dokąd zmierzamy. W ogóle byłam tak oszołomiona tym co się właśnie działo, że nie byłam w stanie logicznie myśleć.
Kiedy dobiegłyśmy do lasu galeriowego, moje łapy zanurzyły się w podmokłym gruncie.
W pewnym momencie poczułam, jak ktoś przygniata mnie do ziemi.
- Mam cię, Nala! - wrzasnął Simba i ze zdziwieniem spostrzegł, że się pomylił!
Cały się zaczerwienił, a Nala wybuchła śmiechem.
Po chwili z krzaków wyłoniła się cała gromada lwiątek.
Natychmiast wszyscy ogłuszyli naszą dwójkę swoim śmiechem, jedynie karmelowy malec nie podzielał ich zachowania.
- Zakochana para! - zaśmiała się brązowa lwiczka.
- Złaź ze mnie! - burknęłam i odepchnęłam zażenowana głąba.
Dopiero, gdy nieco się uspokoili Nala zapoznała mnie ze wszystkimi, no i ich ze mną.
- Znaczy, że ona będzie twoją siostrą? - nie dowierzała Tama. - Fajnie masz. Też chciałabym mieć rodzeństwo, chociażby przyszywane.
- A kto ją oprowadzi po różnych naszych tajnych miejscach? Bo chyba ją przyjmujemy do paczki? - spytał nieśmiało Tojo.
- Simba na pewno nie ma nic przeciwko. - powiedziała Nala i cicho zachichotała.
Obrażony lewek odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę domu.
- Patrzcie no, książę się obraził! - zarechotała Tama.
- To i tak nowy rekord. Zazwyczaj obraża się o wiele szybciej. - dodała po chwili złośliwie.
- Chyba za nim pójdę. Nie obrazisz się, Ignis, jak cię z nimi zostawię? - ,,siostra'' zwróciła się w moją stronę i nie czekając na odpowiedź, pognała za ,,fochniętym'' Simbą.
- Phi. - fuknęła Tama. - Po co nim się tak przejmować? Rozkapryszony synek króla.
Nie dało się nie zauważyć, że nie przepadała za królewskim potomkiem.
- Przestań, Tama. - wtrącił się Tojo. - Są przyjaciółmi, a ona postępuje tak, jak każdy przyjaciel powinien.
- A ty? Skąd jesteś? - puściła uwagę lewka mimo uszu i ponownie zainteresowała się moją osobą.
- Na ogół pochodzę z Dalekich Ziem, ale jestem obieżyświatem. - rzekłam po raz któryś z rzędu.
Spojrzeli na mnie z podziwem.
- Ja też jestem obieżyświatem. - Chumvi wysunął się przed szereg i wyprostował dumnie, jakby chciał mi zaimponować.
- Serio? - zakpiła Kula.
- Serio! - zgromił ją wzrokiem.
Przewróciła tylko oczami.
Uśmiechnęłam się delikatnie do lewka, a on się zarumienił.
Tojo odepchnął lekko Chumviego i przerwał jego popisy.
- Ciekawe kiedy obiad? Jesteś głodna? - zagadnął nieśmiało.



- Trochę. - odparłam bez zastanowienia.
- Jak chcesz, mogę cię jutro oprowadzić po naszym terenie. - powiedział i uśmiechnął się przyjaźnie.
Chumvi spojrzał na niego spode łba.
- A, właśnie! Mama Nali wspominała coś o obiedzie. - przypomniałam sobie.
- To co my tu jeszcze robimy? - krzyknęła Kula i popędziła w stronę tej wielkiej skały.
- Kto ostatni, ten zgniłe jajo! - dodała Kula.
Wieczorem przyszła pora na kąpiel. Nawet to polubiłam, ale czułam się nadal nieswojo.
Niebo szybko się ściemniało, a ja robiłam się coraz bardziej senna. Potruchtałam na koniec jaskini i już chciałam się tam ułożyć, kiedy coś mnie zatrzymało.
Poczułam jak pyszczek już dobrze znanej mi lwicy unosi mnie w górę i niesie w kierunku swojego legowiska.
- Chwila! Ja już bym chciała zasnąć, psze pani. - pisnęłam, ale nie wiele to pomogło.
Wkrótce lwica ułożyła się na ziemi i usadowiła mnie w swoich łapach.
- Po pierwsze - zaczęła. - od teraz mów do mnie ,,mamo''', a nie ,,psze pani''. Po drugie, ty, ja i Nala... Nala chodź tu! Czas na sen! A więc, ty ja i Nala jesteśmy od teraz rodziną, a rodzina trzyma się razem, rozumiesz? - spojrzała na mnie i lekko pociągnęła mnie za ucho.
Kiwnęłam głową na tak.
Po chwili pojawiła się i Nala. Położyła się obok mnie i powiedziała wszystkim: ,,Dobranoc''.
Sarafina zrobiła to samo, więc ja też byłam zmuszona.
Przez resztę nocy czułam się tu bezpieczna i kochana. Zastanawiałam się, czy to właśnie się czuje, kiedy ma się rodzinę i stado?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kilka pytanek do rozdziału (odpowiedzi nie znajdziecie w tekście. Chcę, żebyście wymyślali własne, oryginalne pomysły.) :
a) Jak myślicie? Dlaczego Chumvi się tak zachowywał?
b) Czy Ignis zaaklimatyzuje się w nowym miejscu?
c) Kto zostanie jej najlepszym przyjacielem?

niedziela, 15 maja 2016

Roz.1 Dzień, który na zawsze zmienił moje życie.

Szara lwiczka beztrosko przemierzała tereny Lwiej Ziemi.
Chwila. Zastopujmy na momencik. Skoro już przeszliśmy do tej części, nie będę owijać w bawełnę.


To ja.
A ten dzień, jak się później okazało, był dla mnie najszczęśliwszym dniem mojego życia. (Chociaż na początku trudno mi było oswoić się z nową sytuacją.)
A więc, przemierzałam spokojnie tereny Lwiej Ziemi, nie przejmując się kompletnie, że znowu wchodzę na cudze terytorium.
Od zawsze wędrowałam sama. I pasowało mi to. Mogłam robić co tylko chciałam. Jedynie polowanie sprawiało mi trudności.
Był wczesny ranek. Miałam szansę złowić jakieś śniadanie. Słońce nieco mi to utrudniało oślepiając moje oczy. 
Przez cały czas towarzyszyło mi dziwne uczucie. Zdawało mi się, że ktoś mnie obserwuje.
Starałam się o tym nie myśleć i rozglądałam się w poszukiwaniu ofiary.
Po paru minutach zauważyłam ukrytą w trawie niewielką kuropatwę.
Przywarłam do ziemi, wymierzyłam skok i rzuciłam się na ptaka. Jednak coś złapało mnie za kark i zawisłam w powietrzu. 
Oczywiście obiad zauważył mnie i odleciał w popłochu.
Parsknęłam gniewnie pod nosem zaczęłam się szarpać. Niestety ktoś trzymał mnie mocno i nie dawał szansy na ucieczkę.
Nagle poczułam, że moja szyja jest wolna i runęłam na ziemię. 
- Ałaaaa. - zaczęłam myć obolałe łapy i jednocześnie jęczeć z bólu.
- Co robisz na naszym terenie? - usłyszałam surowy, ale zarazem troskliwy głos nad sobą.
Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam kremową lwicę.
- Zadałam ci pytanie! - ponagliła.
- Ja...tylko... - wybąkałam
- Gdzie są twoi rodzice? - przerwała mi.
- Jestem sama. - powiedziałam dumnie.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Uciekłaś? 
- Nie. Od zawsze jestem sama i tyle.
Lwica przez chwilę wpatrywała się we mnie, nad czymś się zastanawiając, po czym wzięła mnie ponownie do pyska i podążyła w stronę wielkiej skały.
- Chwila, dokąd mnie pani niesie? Ja pani w ogóle nie znam! - nie chciałam z nią nigdzie iść. 
Nawet troszkę się szarpałam, ale szybko porzuciłam ten zamiar, bo na wydostanie się z jej uścisku nie miałam szans.
Wkrótce byłyśmy już u stóp tego wielkiego czegoś (bo nie miałam pojęcia jak się ta skała nazywa). Nieznajoma ruszyła na tyły budowli i zaczęła piąć się pod górkę, przeskakując zgrabnie ze skały na skałę.
Po paru minutach dotarłyśmy do miejsca, gdzie wylegiwały się wszystkie lwice z tutejszego stada.
Na niewielkim wzniesieniu pod drobną akacją siedziała chyba królowa.
Uniosła głowę i zerknęła na zbliżającą się ze mną w pysku kremową lwicę.
Nowa opiekunka postawiła mnie przed ciemną.
Podkuliłam ogon pod siebie na znak uległości i wpatrywałam się z niecierpliwością w nieznajomą.
- Jaka słodka. - rozczuliła się nade mną. 
Poczułam, że czerwienię się ze wstydu.
- Ja mam rok. - wymamrotałam.
- Naprawdę? - obie bardzo się zdziwiły. - Jesteś nienaturalnie mała jak na swój wiek.
Wzdychnęłam, lekko zdenerwowana.
- Mówiła, że jest sama. - powiedziała kremowa.
- Jak to? Nie masz rodziców? - zwróciła się w moją stronę. 
- Nie mam. - wyprostowałam się dumnie.
- Ale wiesz, że nie możesz włóczyć się po świecie sama? Zwłaszcza, jeżeli włamujesz się bez pozwolenia na cudze terytoria. - zatrzymała się na chwilę, po czym mówiła dalej. - A twoje stado?
- Nie mam go. - skłamałam. Tak naprawdę byłam wyrzutkiem, ale długo by opowiadać jak to się stało.
Lwice wymieniły się spojrzeniami.
- Sabi, możemy pomówić? - odezwała się kremowa. Spojrzała na mnie znacząco.
Wyczytałam z jej spojrzenia, że nie chce abym im przy tym towarzyszyła.
- Kufa, pilnuj jej, żeby nie uciekła, bo ja i Sarafina musimy pogadać. - rozkazała ciemna i po chwili mogłam pozwiedzać nowe otoczenie.
Ucieczkę musiałam wybić sobie z głowy. Kufa bacznie mnie obserwowała i była gotowa w każdej chwili mnie zawrócić.
Usiadłam więc na skraju jednej ze skał.
Widok był niesamowity, ponieważ znajdowałyśmy się na znaczącej wysokości. 
Podziwiałam cudowny krajobraz i niedaleo stąd położony wodopój. Dostrzegłam bawiące się tam stadko lwiątek.
,,Dziwne, że mają okazję do ucieczki a z niej nie korzystają." - myślałam.
Niestety byli za daleko, żebym mogła rozróżnić poszczególne postacie.
Wkrótce usłyszałam, głos tej ,,Sarabi".
- Mała! Chodź tu do nas.
Ruszyłam niepewnie w ich stronę.
- I chyba nam się jeszcze nie przedstawiłaś. - tym razem zauważyłam, że lwice uśmiechają się do mnie zachęcająco i traktują mnie jak jakieś pokrzywdzone biedactwo. Nie mogłam tego znieść, ale nie chciałam zachowywać się niestosownie. Udałam więc, że tego nie zauważyłam.
- Jestem Ignis. - przedstawiłam się.
- Cudowne imię. To znaczy iskra, prawda? - dopytywała Sarafina.
- Tak.
- Przejdź już do rzeczy. - ponagliła ją Sabi.
- Otóż postanowiłam, że cię zaadoptuję. - wyrecytowała na jednym tchu i wpatrywała się we mnie, oczekując mojej reakcji.
W głębi duszy poczułam, że całe moje dotychczasowe, wspaniałe, niezależne życie wyparowało jak jakiś cudowny sen. I w tamtym momencie byłam wprost załamana. Ale że jestem introwertyczką, nie dałam tego po sobie poznać.
Lwica widząc moją zerową reakcję, szybko dodała:
- I będziesz miała siostrę. - całkowicie skamieniałam. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam siostry ani koleżanki i strasznie się wystraszyłam. - Nala!!! Chodź tu!!!
Wrzasnęła tak głośno, że aż zakryłam uszy łapami.
Obserwowałam jak z nad wodopoju grupa przyjaciół powoli zbliża się do nas.



sobota, 14 maja 2016

Prolog

- Taka, przepraszam... - wykrztusiła sama do siebie Sarabi, dławiąc się łzami. - Albo Mufasa...
Nastoletnia lwica leżała pod niewielką akacją i wypłakiwała strugi łez.
- Mufasa?!!! - wykrzyknęła podnosząc się gwałtownie z ziemi, gdyż zobaczyła stojącego za nią lwa.
- Wyjdziesz za mnie? - lew nagle stał się z wyglądu dorosłym, silnie zbudowanym młodzieńcem.
Tło wokół się zmieniło.
Stali teraz na Lwiej Skale, a obok nich cała rodzina Maffiego (tak Mufasę przezywała Sarabi).
Lwica z niepokojem zaczęła się rozglądać.
- Co się tutaj dzieje?! - wykrzyknęła kompletnie zbita z tropu.
W pewnym momencie nie wiadomo skąd pojawił się pełen furii Scar i skoczył z pazurami na brata. Lwy zaczęły się bić na śmierć i życie właśnie o nią!
- Błagam, przestańcie! Pomocy!!! - łzy pojawiły się w jej oczach.
O dziwo rodzina stała całkiem nieruchomo i nie zwracała uwagi na bijące się rodzeństwo.
Wkrótce Sarabi ujrzała padającego bezsilnie na ziemię, zakrwawionego Mufasę!
- Nie!!! Dlaczego to zrobiłeś?! Taka, zrozum, ja cię nie kocham i nigdy tak nie będzie! - zawiesiła wzrok na Tace i czekała.
Lew zaczął iść w jej stronę, wołając głośno jej imię. Bardzo ją to zdziwiło.
Zamknęła szybko oczy i.... obudziła się!
Rozejrzała się zdezorientowana i poczuła, że ktoś nią lekko potrząsa.
- Sara? Wszystko dobrze? Chyba znów miałaś ten koszmar. - to Sarafina trącała ją łagodnie pyszczkiem.
- Jak dobrze, że to tylko sen...
- Nie martw się. Taka nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego. Chociaż... Nie. - dokończyła twardo.- Może i nie jest już tamtym przyjaznym i miłym lwiątkiem, ale wciąż jeszcze ma w sobie choć trochę z dawnego usposobienia. Weź na przykład Simbę. Ciągle powtarza, że bardzo lubi swojego wujka.
- Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak ty - wzdychnęła ciężko. - ale, niektórych rzeczy już nie naprawię. Przeze mnie Scar i Mufasa patrzą na siebie jak lew z hieną.
Safi ułożyła się zrezygnowana obok siostry i pociągnęła ją lekko za ucho.
- Hej, nie smuć się. Co było, to było, a ty masz myśleć o tym co będzie.
- O tym też wolę nie myśleć...
Sarafina nie mogąc już znieść jej pesymizmu, walnęła ją łokciem w bok.
- Ałaa! - usłyszała odpowiedź. - Tym razem za co? - dorzuciła z wyrzutem.
- Za te twoje wspaniałomyślne nastawienie. - wyjaśniła surowo, ale po chwili wybuchła śmiechem. Sabi dołączyła do niej.
Już miały zamiar zapaść w drzemkę, gdy nagle coś wbiegło dokładnie między nie.
- Nala? Co ty robisz? - spytała zaskoczona Sarafina, ale mała uciszyła ją tylko ostro bez żadnych wyjaśnień.
Po chwili z pobliskich krzaków wyłoniło się czworo lwiątek: Tojo, Tama, Chumvi, i Kula.
- Jak myślicie, gdzie ona jest? - odezwał się Tojo, lecz natychmiast go zganiono.
Nala cicho zachichotała i poczuła nagłe i ostre pociągnięcie za ogon.
Ktoś dumnie wywlókł ją z kryjówki i krzyknął sepleniąc:
- Mam cę! Teras jus wsyscy.
- Simba, puść! - wrzasnęła. - To boli!
W rzeczywistości nie bolało ją ani trochę, ale nie życzyła sobie, żeby ktoś tak ją upokarzał.
- Taki jesteś?! - wymamrotała pod nosem i podeszła do Sarabi.
- Ciociu, a czy Simba przypadkiem nie miał brać o tej porze kąpieli? - spytała robiąc niewinne oczka.
Matka skarciła ją wzrokiem, lecz ona udała, że tego nie zauważyła.
- Rzeczywiście! - wykrzyknęła Sabi i zwinnym ruchem pochwyciła w pyszczek stojącego obok Simbę.
- Nie! - krzyknął przerażony (Simba nienawidzi kąpieli). - Mamo! Nie rób mi obciachu przed kumplami!



Cała gromada, łącznie z usatysfakcjonowaną Nalą, wybuchnęła śmiechem.
Po krótkich zapasach z mocnym, matczynym uściskiem złotemu lewkowi udało się wyrwać z objęć Sabi.
Zaczął gniewnie prychać i mamrotać, obmyślając zemstę.
Po chwili Paczka Simby, razem z nim, ruszyła dalej w stronę wodopoju.
- Bez nich nie było by tak wesoło. - zaśmiała się Sarabi.
- Ale kłopotów też nie miara. - dodała wesoło Sarafina.