sobota, 14 maja 2016

Prolog

- Taka, przepraszam... - wykrztusiła sama do siebie Sarabi, dławiąc się łzami. - Albo Mufasa...
Nastoletnia lwica leżała pod niewielką akacją i wypłakiwała strugi łez.
- Mufasa?!!! - wykrzyknęła podnosząc się gwałtownie z ziemi, gdyż zobaczyła stojącego za nią lwa.
- Wyjdziesz za mnie? - lew nagle stał się z wyglądu dorosłym, silnie zbudowanym młodzieńcem.
Tło wokół się zmieniło.
Stali teraz na Lwiej Skale, a obok nich cała rodzina Maffiego (tak Mufasę przezywała Sarabi).
Lwica z niepokojem zaczęła się rozglądać.
- Co się tutaj dzieje?! - wykrzyknęła kompletnie zbita z tropu.
W pewnym momencie nie wiadomo skąd pojawił się pełen furii Scar i skoczył z pazurami na brata. Lwy zaczęły się bić na śmierć i życie właśnie o nią!
- Błagam, przestańcie! Pomocy!!! - łzy pojawiły się w jej oczach.
O dziwo rodzina stała całkiem nieruchomo i nie zwracała uwagi na bijące się rodzeństwo.
Wkrótce Sarabi ujrzała padającego bezsilnie na ziemię, zakrwawionego Mufasę!
- Nie!!! Dlaczego to zrobiłeś?! Taka, zrozum, ja cię nie kocham i nigdy tak nie będzie! - zawiesiła wzrok na Tace i czekała.
Lew zaczął iść w jej stronę, wołając głośno jej imię. Bardzo ją to zdziwiło.
Zamknęła szybko oczy i.... obudziła się!
Rozejrzała się zdezorientowana i poczuła, że ktoś nią lekko potrząsa.
- Sara? Wszystko dobrze? Chyba znów miałaś ten koszmar. - to Sarafina trącała ją łagodnie pyszczkiem.
- Jak dobrze, że to tylko sen...
- Nie martw się. Taka nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego. Chociaż... Nie. - dokończyła twardo.- Może i nie jest już tamtym przyjaznym i miłym lwiątkiem, ale wciąż jeszcze ma w sobie choć trochę z dawnego usposobienia. Weź na przykład Simbę. Ciągle powtarza, że bardzo lubi swojego wujka.
- Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę jak ty - wzdychnęła ciężko. - ale, niektórych rzeczy już nie naprawię. Przeze mnie Scar i Mufasa patrzą na siebie jak lew z hieną.
Safi ułożyła się zrezygnowana obok siostry i pociągnęła ją lekko za ucho.
- Hej, nie smuć się. Co było, to było, a ty masz myśleć o tym co będzie.
- O tym też wolę nie myśleć...
Sarafina nie mogąc już znieść jej pesymizmu, walnęła ją łokciem w bok.
- Ałaa! - usłyszała odpowiedź. - Tym razem za co? - dorzuciła z wyrzutem.
- Za te twoje wspaniałomyślne nastawienie. - wyjaśniła surowo, ale po chwili wybuchła śmiechem. Sabi dołączyła do niej.
Już miały zamiar zapaść w drzemkę, gdy nagle coś wbiegło dokładnie między nie.
- Nala? Co ty robisz? - spytała zaskoczona Sarafina, ale mała uciszyła ją tylko ostro bez żadnych wyjaśnień.
Po chwili z pobliskich krzaków wyłoniło się czworo lwiątek: Tojo, Tama, Chumvi, i Kula.
- Jak myślicie, gdzie ona jest? - odezwał się Tojo, lecz natychmiast go zganiono.
Nala cicho zachichotała i poczuła nagłe i ostre pociągnięcie za ogon.
Ktoś dumnie wywlókł ją z kryjówki i krzyknął sepleniąc:
- Mam cę! Teras jus wsyscy.
- Simba, puść! - wrzasnęła. - To boli!
W rzeczywistości nie bolało ją ani trochę, ale nie życzyła sobie, żeby ktoś tak ją upokarzał.
- Taki jesteś?! - wymamrotała pod nosem i podeszła do Sarabi.
- Ciociu, a czy Simba przypadkiem nie miał brać o tej porze kąpieli? - spytała robiąc niewinne oczka.
Matka skarciła ją wzrokiem, lecz ona udała, że tego nie zauważyła.
- Rzeczywiście! - wykrzyknęła Sabi i zwinnym ruchem pochwyciła w pyszczek stojącego obok Simbę.
- Nie! - krzyknął przerażony (Simba nienawidzi kąpieli). - Mamo! Nie rób mi obciachu przed kumplami!



Cała gromada, łącznie z usatysfakcjonowaną Nalą, wybuchnęła śmiechem.
Po krótkich zapasach z mocnym, matczynym uściskiem złotemu lewkowi udało się wyrwać z objęć Sabi.
Zaczął gniewnie prychać i mamrotać, obmyślając zemstę.
Po chwili Paczka Simby, razem z nim, ruszyła dalej w stronę wodopoju.
- Bez nich nie było by tak wesoło. - zaśmiała się Sarabi.
- Ale kłopotów też nie miara. - dodała wesoło Sarafina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz